Polish Open 2004
W roku 2004 w turnieju Polish Open wystartowało 71 zawodników w tym 26 zawodowców. Obsadę należy ocenić jako skromną. Oprócz Polaków występowali reprezentanci USA, Australię, Szwecji, Danii, Szkocji, Anglii, Łotwy, Finlandii i Niemiec. Turniej przeżywa ostatnio gorszy okres, w tym roku pula nagród była dość niska i wyniosła 40.000 złotych. Nie jest to wiele nawet w porównaniu ze 125 tys. złotych z 1999 roku kiedy to Polish Open organizowano na polu w Rajszewie pod Warszawą. Później przyszedł kryzys w gospodarce i firmy obcięły wydatki na reklamę i promocję. Nie było chętnych do organizacji turnieju. Gwoli sprawiedliwości zasługą z klubu w Binowie jest to, że turniej się w ostatnich dwóch latach w ogóle odbył.
Z faworytów w tym roku do Binowa zawitali: ubierogłoroczny zwycięzca Amerykanin James Bray, zwycięzca Polish Open z 1996 roku Michael Krantz i najlepszy polski pro Marcin Stelmasiak. James Bray jest „teaching pro” w Kolonii w Niemczech i w turniejach gra tylko dla rozrywki. Przed turniejem zorganizował pokaz niezwykłych uderzeń i tricków golfowych, który się bardzo podobał licznie zgromadzonej publiczności. W tym roku James był w gorszej formie golfowej za to w lepszej towarzyskiej. Jak wiemy rzadko to chodzi w parze i w turnieju nie odegrał znaczącej roli.
Rozpoczął się turniej. Po pierwszym dniu prowadzili Australijczyk Dale Harris, Anglik Mike O’Brien i Łotysz Frederik Mansson z wynikiem minus 2.
Po drugiej osiemnastce na czoło wysunął się Mike o’Brien, pro w warszawskim klubie golfowym, od lat mieszkający w Polsce, który zagrał 67. Mike był w tym roku w dobrej formie, zabrakło mu jednego uderzenia do cut w pierwszej rundzie eliminacji do European Tour. Po drugim dniu prowadził wyraźnie z przewagą czterech uderzeń nad Dale’m Harrisem. Na trzecim miejscu ze stratą dalszych trzech uderzeń była trójka graczy: Frederik Mansson, Szwed Mikael Krantz i Maks Sałuda młody junior z Binowa, który zagrał drugą rundę 68 uderzeń.
W trzecim dniu Maks nie wytrzymał psychicznie i popłynął +15. Mikael Kranz grał nieźle do osiemnastego dołka na którym zagrał drugim uderzeniem piłkę tak, że stanęła w okolicy parkingu koło domku klubowego na białej linii oznaczającej granicę pola. Piłka przylegała do linii od zewnątrz i była do niej styczna. Wezwany sędzia Michał Cesarz rzekł, że piłka jest autowa uznając, że w golfie przeciwnie niż w tenisie czy koszykówce linia jest autem. Kranz nie zgodził się z decyzją i zdenerwowany zagrał triple bogeya.
Najlepsi gracze po trzech dniach rozpoczęli finałową rundę. Prowadzili z wynikiem –5 Dale Harris i Mike o’Brien. Wyprzedzali o cztery uderzenia Frederika Manssona. Pozostali gracze już się nie liczyli. Mike nie wytrzymał ciśnienia i swój drive na pierwszym dołku posłał aut of bound. Zagrał birdie z drugiego strzału i skończył dołek bogey. Dale zagrał spokojnie par. Na czwartym dołku Dale zagrał bogeya, podobnie na siódmym w tym momencie prowadził Mike jednym uderzeniem. Od ósmego dołka rozpoczął się finałowy atak Australijczyka który zagrał pięć birdies na następnych sześciu dołkach. Po trzynastym dołku prowadził 6 up. Na czternastym dołku Mike zagrał eagle i odrobił dwa uderzenia ale do końca zostało już niewiele dołków. Anglik odrobił jeszcze jedno uderzenie na siedemnastce i już był koniec. Wygrał z przewagą trzech uderzeń Harris. Koledzy zgotowali mu głośną owację na osiemnastym dołku. Zwycięzca narzekał na przenikliwy zimny wiatr i skwitował pogodę stwierdzeniem, że „w Australii jest w zimie cieplej niż w Polsce latem”.
Jerzy Dutczak