Klub Golfowy w Rajszewie
Pierwszym klubem golfowym otwartym w wolnej Polsce był First Warsaw Golf & Country Club w Rajszewie. Od zawsze, oprócz golfistów, gromadził śmietankę Warszawki. Organizowano tam huczne imprezy dla snobistycznej klienteli. "Wiadoma rzecz – stolyca i każde słowo zbędne" – zacytujmy słowa piosenki.
W trwającej dyskusji co było pierwsze jajko czy kura co przekłada się na golfowe zapytanie czy w wolnej Polsce otwarto jako pierwsze pole w Kołczewie czy w Rajszewie zawsze było pełno sporów. Oba pola otwarto w 1993 roku, a ci którzy pamiętają utrzymują, że pole First Warsaw Golf & Country Club było otwarte wcześniej i zasługuje tym samym na tytuł First Poland Golf & CC.
First Warsaw Golf & Country Club znajduje się w Rajszewie pod Jabłonną, zaledwie 25 km od centrum Warszawy, przy drodze Jabłonna – Nowy Dwór Mazowiecki. Pole golfowe rozciąga się na przestrzeni 63 ha, w malowniczym krajobrazie doliny Wisły z naturalnymi jeziorkami oraz wspaniałymi starymi drzewami. Pole zbudowano według projektu Jana Soderholma. Pole ma PAR 71. Jedenaście pierwszych dołków jest zbudowanych wokół kompleksu jezior. Pozostałych, siedem ma charakter parku. Pole jest piękne i trudne. Stanowi duże wyzwanie dla każdego golfisty, niezależnie od prezentowanego poziomu gry.
Klub FWG&CC od początku był klubem bardzo drogim i elitarnym. Wpisowe w latach 90 wynosiło ok. 10 000 dolarów. Kosmiczne ceny sprawiały, że klub mimo doskonałego położenia tuż obok aglomeracji warszawskiej rzadko był odwiedzany przez polskich golfistów. Nie stał się też, a mógł a nawet powinien, motorem promocji i rozwoju golfa w Polsce. Dochodziło do tego, że byli tacy Warszawiacy, którzy rozpoczynali swoją golfową przygodę w Amber Baltic Golf Club jeżdżąc co tydzień 600 km, bo nie mieli chęci lub pieniedzy, aby korzystać z pola w Rajszewie. Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że pewne zasługi klub oddał w rozwoju zawodniczego golfa w Polsce. Był gospodarzem trzech turniejów zawodowych w ramach European Challenge Tour: Polish Open 96 oraz Warsaw Golf Open 98 ,99 a pula nagród w tych turniejach była, jak na polskie warunki, imponująca.
Pierwszy raz pole w Rajszewie odwiedziłem, z kilkoma kolegami, w 1998 roku. Zdziwienie ogarnęło nas na drivingu – wydzielano piłki golfowe. Pracownik klubu wydawał określoną liczbę piłeczek, maszyna była nieczynna, następnie sprawdzał co dany delikwent z nimi robi. Czy wszystkie wystrzeli na pole treningowe a nie schowa do kieszeni. Spytaliśmy o co chodzi. Poinformowano nas, że już w tym roku zginęło 30.000 piłek i dlatego są restrykcje.
Runda na polu kosztowała wtedy 200 zł. Zapłaciłem i razem z Jarkiem Gaszyńskim stanęliśmy na starcie pierszego dołka. Tłum obcojęzycznych graczy, w którym przeważali Japończycy i Koreańczycy tłoczył się wokół. Było hałaśliwie i nerwowo. W końcu marshal wskazał na moją kolej. wszedłem na tee i ujrzałem… morze. Aby dobić do fairwayu na drugim brzegu trzeba było pokonać w powietrzu przynajmniej 120 m. Dla początkującego golfisty, zwłaszcza w stresie to nie lada sztuka. Jakże byłem szczęśliwy, gdy moje trzecie uderzenie wylądowało bezpiecznie na trawie za wodą.
Później było już lepiej. Pole jest urocze, naturalnie wkomponowane w rzeżbę terenu z dużą ilością wody i starodrzewiem co sprawia, że każde uderzenie jest wyzwaniem. Szczególnie interesujące są: otwarcia na 6 i 7 dołku, gdzie każdy slice ląduje w wodzie i dogrania do greenu na 7 i 8 dołku, gdzie bardzo mocno uczestniczy w grze woda.
Druga dziewiątka to bardzo wąskie fairwaye, gdzie każdy błąd owocuje koniecznością gry z lasu. Przed 17 greenem rośnie wielka, stara lipa. Odbija ona wszystkie piłki lecące prawidłowo w stronę flagi. Z tej inauguracyjnej, dla mnie rundy, pamiętam jeszcze plastikowe rury kanalizacyjne pełniące obowiązki trzonków do chorągiewek (bo ciągle kradną) i niezliczoną ilość komarów (bo dużo wody wokoło).
Zapraszam Czytelników do podzielenia się wrażeniami z gry na innych polach wybieranych w konkursie na najbardziej lubiane pole golfowe w Polsce.
Zdjęcie ze strony domowej klubu.