Kto robi divoty?
Ile razy po dobrym strzale na fairway idziecie i znajdujecie piłkę w dziurze po divocie? Co wtedy myślicie? O cholera (lub gorzej)! Taki wielki obszar trawy a mnie zawsze piłka wpada do dziury! Zagrywacie piłkę i co? Znowu kiszka! Myślicie co za palant zrobił tego divota. Nie wiecie? To popatrzcie do lustra.
Ostatnie kilka rund skłania mnie niestety do niewesołych refleksji. Po prostu się wkurzyłem. Tak dalej być nie może. Na każdym polu widzimy krajobraz po golfistach (wygląda jak po bitwie!). Dziury po piłkach na greenach (pitchmarki nie naprawione!), pety leżące w każdym miejscu pola, połamane patyczki tee przy startach i wielkie tłuste wyrwane divoty leżące w nieładzie na fairwayach (pechowo ostatnio jest bardzo mokro i łatwo je wyrwać). Moi drodzy, po prostu żenada i rozpacz. Przyjemnie Wam grać na takim polu – mnie nie.
Głównie niestety jest to wina graczy, którym się po prostu nie chce zrobić tego co do nich należy. A może nie wiedzą co trzeba robić. Niestety podejrzewam, że wiedzą. Aby wybić dziurę na greenie trzeba zagrać wysokiego aproacha, rzadko udaje się to graczom z wysokim handicapem. Jak ktoś robi takie pitchmarki to prawdopodobnie umie grać, a więc doskonale również zna etykietę i wie co robi, a raczej czego nie robi. Na razie walka administratorów pól z destruktorami nie przynosi efektów. Wszyscy niby wiedzą i naprawiają, sęk w tym, że jak się idzie rano przez pole to pełno dziur na greenach. W nocy ktoś dłubie – czy jak? Nie, to my je robimy Panowie i Panie. Walnijmy się w piersi i uczciwie na to spójrzmy. Może lepiej widzimy przysłowiowe źdżbło w oku kolegi niż belkę w naszym.
Kiedyś na polu Sierra Golf Club rozdawano plastikowe pitchforki. Wszyscy golfiści brali na pamiątkę, czy ich używali nie wiem. Pewne jest jednak, że mieli narzędzia do naprawiania greenu. Gdyby w tej chwili sprawdzić, czy każdy ma takie narzędzie w torbie lub w kieszeni, nie wiem jak by taka kontrola wypadła. Nie chodzi zresztą o samo posiadanie pitchforka tylko o dobrą wolę, green można naprawić też kluczem czy długim teesem. Osobiscie nie polecam robić naprawy kluczykiem od własnego samochodu. Kiedyś taki kluczyk a raczej jego kluczowa część urwała mi się w trawie i musiałem wracać pociągiem z Kołczewa do Szczecina po nowy komplet kluczyków do auta (na szczeście go miałem!).
Inna sprawa to wchodzenie na 10 tee między grające od początku flighty. Na całym świecie tak jest, że golfiści grający całe pole mają pierwszeństwo przed takimi co grają tylko jedną dziewiątkę. Są też pola gdzie wręcz nie wolno zaczynać gry od 10 dołka. U nas nagminne jest, że na golfistów schodzących z dziewiątego dołka na dziesiątce czeka kilka flightów, które właśnie zaczynają grę. Ewentualnie są to gracze, którzy właśnie skończyli obiad bogato zakrapiany piwem i po przerwie naszła ich chęć na kontynuowanie rundy. Pole się w ten sposób zapycha, trzeba czekać na każde uderzenie i często jest już po grze, a przynajmniej po wyniku. Czy ci którzy tak robią wiedzą jak to powinno być, że powinni siąść sobie na ławeczce i czekać na przerwę między flightami schodzącymi z dziewiątki. Tak być powinno, a jak jest każdy widzi.
Niedawno jeden ze znajomych golfistów stwierdził, że coraz więcej w naszym środowisku chamstwa i braku klasy. Do tej pory nie podzielałem tej opinii. Teraz zaczynam sie zastanawiać, czy nie miał jednak racji. Na Mistrzostwach Polski Mid-Amatorów i Seniorów jeden z faworytów został zdyskwalifikowany za pijaństwo i używanie obelżywych wyrazów w czasie gry. Dostał nauczkę, mamy nadzieję, że więcej tego nie zrobi. Problem jest jednak szerszy, gdyż dotyczy ogólnie biorąc braku kultury. Na pole jedziemy, aby pobyć w miłym otoczeniu blisko natury. Leżące wszędzie pety a często również inne śmieci stanowią w tej sielance niemiły zgrzyt. Na polu na ogół nie brakuje koszy na śmieci, każdy ma też torbę golfową gdzie może schować odpadki przez siebie wyprodukowane. Widzieliśmy też golfistów palących, którzy mają ze sobą zamykane popielniczki i pety zabierają ze sobą. Wszystko to tylko staranność i chęć aby zostawić pole w takim stanie jak się je zastało.
Nie wszystko zależy jednak od nas grających. Część spraw jest w gestii zarządców pola. Ustawienie marshala na 10 tee sprawdzającego tee time od razu wyeliminowało by sprawę "lewych graczy". Niewielkim staraniem można by też postawić kieliszki do zbierania połamanych teesów czy skrzynki z piaskiem do naprawiania divotów powstałych na teesach, szczególnie na dołkach par 3 na których niektórzy gracze wolą grać z trawy.
Proszę o opinię czytelników w poruszonych powyżej kwestiach, stan pól na których gramy, w przeważającej cześci zależy przecież od nas. Warto też stworzyć modę w grających razem flightach, aby zwracać uwagę partnerom na należyte zachowanie. Wszystkim nam będzie wtedy przyjemniej grać na czystym i dobrze utrzymanym polu, gdzie wynik w większej mierze będzie zależał od umiejętności, a nie od szczęścia.
Redaktor