Finaliści z Wejherowa
Zachwytom nad stanem pola nie było końca. Doskonałe greeny i fairwaye. Gościnny budynek klubowy i profesjonalna obsługa spełniały oczekiwania najbardziej wymagających.
Dzień wcześniej w piątek wraz z kapitanem klubu Sierra Andrzejem Bagińskim przeszliśmy pole grając 18 dołków, uprzedzał nas o trudnościach związanych z grą z rough i lokalnych regułach. Sławek Piński, dyrektor turnieju, po kilku dołkach rozgrzewki udowodnił, ze jest w dobrej formie. Uwagi Andrzeja okazały się prorocze – bowiem w turnieju to właśnie rough i mnogość drzewek przysparzały graczom najwięcej trudności. Na pewno gra po fairwayu na tym polu jest premiowana, zaś rough raczej zmusza do pokory.
W sobotni turniejowy ranek przywitała nas gęsta mgła i wilgotne greeny, natychmiast dyrektor pola podjął decyzje o osuszaniu greenów z rosy – tak by wszyscy gracze mieli równe szanse. Zresztą putowanie na doskonałych greenach, to był kolejny problem z którym zmagali się gracze. Maria Mitukiewicz z uśmiechem skarżyła się, ze nie ma problemów z putowaniem, ale na tych grenach sobie nie radzi… były bowiem bardzo wymagające – jak ktoś powiedział, trudno było odczytać break na szybkiej trawie. Jurek Safanow, który potrzebował dwu uderzeń, by znaleźć się w roughie pod greenem na wysokości dołka nr 7 par 4, zrobił jeszcze kiepskiego chipa na green i 4 puty – twierdząc, ze to wina fotografującego.
Powyższe zdjęcie przedstawia Darka Nowosada, który po drivie na dołku nr 6 znalazłszy piłkę pod drzewkiem w gęstej i wysokiej trawie, z głową między gałęziami próbował zagrać. Na próbie się skończyło. Zdecydował, że jednak piłka jest nie do zagrania i chyba tak było. Do niezwykłego uderzenia przyznał się także Robert Buzek, który chcąc zagrać wegem podbił piłeczkę jednocześnie dwoma uderzeniami, ale … do tyłu!
Poważnym problemem, który wymagał konsultacji sędziowskiej okazało się markowanie piłeczki dla Michała Sokołowskiego, którego znacznik nie wiedzieć jak „wywędrował” z greenu, gdzie znalazła go Dorota Jankowska. Dorota nie była tego dnia zadowolona ze swoich 88 uderzeń, ale dla odmiany od Jurka mojej obecności przypisywała dobry drive na dołku nr 10. Zaś Mikołaj Wojnowski nie musiał szukać zewnętrznych powodów swojej dobrej gry – zarejestrowałem jego para na dołku nr 9, par 3 ze 150 metrów bardzo pod górkę, po drivie pod green, świetny chip i putt.
Turniej przebiegł bardzo sprawnie, zaś pełniący po raz pierwszy obowiązki scorera Karol Góra szybko wpisywał i przeliczał wyniki i właściwie o godz. 18 już było po turnieju – mimo, że z ostatniego flightu karty zdecydowała się oddać tylko jedna osoba nie informując o tym organizatorów, co przedłużyło nieznacznie zakończenie turnieju o niepotrzebne poszukiwania graczy. Przypominamy wiec, by niezwłocznie po grze i podpisaniu kart oddawać je do recepcji turnieju. W tym przypadku nawet doskonałe jedzenie, jakim zostali poczęstowani gracze, nie tłumaczy zwlekania z oddaniem karty.
W ceremonii pomagał Manager klubu Hubert Kowalski odgrażając się co niektórym klubowiczom ostrym obniżeniem handicapów, a szczególnie „panu w łososiowym” – jak określi kapitan klubu – Bartłomieja Babija, który wywiózł cały bagażnik nagród. Niezadowolony był ze swojego wyniku Luciano D’Amico, którego Hanna Pałdyna określiła mianem „najlepiej grającego Włocha w Polsce”!
Jeszcze tylko Krzysztof Wojtkun, który podczas gry nie zgubił żadnej piłeczki musiał wrócić na pole w poszukiwaniu swoich… okularów, które zostawił gdzieś między drzewkami na polu. Znalazł je i zadowolony został uwieczniony w galerii – mógł wrócić autem bezpiecznie prowadząc.
Pełne wyniki na stronie www.golfpgc.pl.
Jarosław Gaszyński